Lato i urlop w rodzinnych stronach. Sielanka mimo problemów dopadających mailem, gdziekolwiek byś nie był. Wreszcie choć na kilka dni role się odwróciły i teraz to ja stołuję się u Mamy, byczę się, ujmując sytuację nieoględnie i korzystam bezwstydnie z urlopu tacierzyńskiego A.
W ramach wielkiego planu czytelniczego napadłam na Empik i całe szczęście, że towarzyszył mi Bobek ze swoim wózkiem pojemnym jak torba Mary Poppins, bo sama nie wiem, jak dałabym radę donieść te łupy gdziekolwiek. Dość, że pani przy kasie nie kryła zdziwienia, że tyyyyle książek kupiłam. ("Ale pani zaszalała! I ma pani zamiar to wszystko przeczytać?!"- "Nie- uspokoiłam ją- literaturę dziecięcą (kupioną zresztą dla Małej Mi i Bobka) już przerobiłam.") Miałam ze sobą listę, więc teoretycznie wybierałam książki według planu, przynajmniej do czasu, kiedy zupełnie o tym planie zapomniałam. Ale niech żyje spontaniczność! (napisała mama dwójki maluchów, której dzień zaplanowany jest co do minuty...)
Jednak do rzeczy... Elżbieta Cherezińska a raczej jej książka była częścią planu. Może tylko w ilości 1 zamiast 2. Bardzo spodobał mi się wywiad z nią w ostatnich Książkach. Taka pozytywna babka, widać, że z pasją robi to co lubi i potrafi, czyli pisze, a to już coś. I pełno jej wszędzie, czuć, że jej książki wpisały się w aktualne trendy czytelnicze. Czyżby nasza polska bardziej historyczna pani Martin? Może sięgając po Grę w kości oczekiwałam zbyt wiele. Faktem jest, że po całkiem udanym początku z każdą kolejną stroną robiło się coraz nudniej i skończyłam lekturę niczym przysłowiowy mops do tego jeszcze rozczarowany. Szkoda, bo dobrze się zapowiadało i ogólnie rzecz biorąc nie można Cherezińskiej odmówić pewnego daru narracyjnego a do tego całkiem dobrze poradziła sobie ze stylistyką. Bo jak wciągnąć w akcję z czasu pierwszych Piastów, żeby brzmiało to wiarygodnie ale jednocześnie język nie raził sztucznością? Pod tym względem się udało, tylko niestety samej treści czegoś zabrakło, żeby całość była naprawdę dobrą książką. Niemożliwe, żeby było to kwestią samych wydarzeń, które autorka opisuje, więc europejskich sukcesji po władzę w Europie u schyłku pierwszego milenium, w tym naszych polskich Piastów i ich dążeń do stworzenia własnej państwowości. Mama mówi: Przeczytaj Dago!, ale ja się boję stracić sympatię do Nienackiego, takiego jakim od dziecka uwielbiałam go za Pana Samochodzika. Zamiast tego, sama powiem: Poczytajcie Jasienicę, naszego najwspółcześniejszego kronikarza, historyka ale i barda, którego książki czyta się jak wspaniałe gawędy o dawnych czasach. Paweł Jasienica łączył w sobie wiedzę z darem jej przekazywania, lekkość pióra z logicznym myśleniem. Myślę, że tacy jak on przywracają choćby i najdalszej przeszłości jej koloryt i żywotność.