wtorek, kwietnia 07, 2015

Lektury Małej Mi: propaganda dla najmłodszych

Kiedy dzieci osiągają poziom rozwoju ruchowego i intelektualnego pozwalający im na praktycznie nieograniczone odkrywanie otaczającego ich świata, a konkretniej ujmując: twojego mieszkania, w rodzicach kiełkuje paniczna myśl, że teraz to naprawdę zacząć trzeba je wychowywać, czyli wpajać do głowy na każdym dosłownie kroku tego, co wolno a czego nie, co dobre a co złe. Ciągłe balansowanie między pozwalaniem dziecku na zbieranie własnych doświadczeń i rozwój indywidualnej osobowości a ograniczaniem w celu uniknięcia sytuacji wręcz kryzysowych jest dość męczące i nierzadko frustrujące dla obu stron... A mimo to każdy, komu przjdzie zmierzyć się z tym zadaniem ze zdziwieniem stwierdzi, że małe dzieci lubują się w nakazach, zakazach, powtarzając je, akceptując lub naginając do swoich potrzeb, ale są one dla nich istotnym punktem odniesienia w codziennym funkcjonowaniu.

Proponuję następujący eksperyment:

Kupcie swoim dzieciom kilka tytułów (według uznania) z serii Obrazki dla maluchów Emilie Beaumont. Gwarantuję, że przez tygodnie, jeżeli nie miesiącami będzie to nolens volens waszą lekturą numer 1. Mała Mi wprost z przerażającą częstotliwością wertowała: To niebezpieczne, Las, Ochronę środowiska i Dobre wychowanie domagając się oczywiście wyjaśnień. I kiedy ja dostawałam już lekkiej depresji stwierdzając, że ostatecznie wszystko jest niebezpieczne a świat to jeden wielki śmietnik, ona z lubością powtarzała, ,że tego i tamtego nie wolno, a przy tym trzeba uważać (Jako ciekawostkę wspomnę tylko, że przy obrazku pokazującym dziecko pomagające młodszemu braciszkowi wejść do pralki powtarzała za każdym razem kategorycznie: ”Na miejsce!” co z koleji niekorzystnie wpływało na moją wyobraźnię...). Na efekty długo nie trzeba było czekać. Moje dziecko:

- podnosi każdy jeden napotkany na swojej drodze śmieć, niedopałek papierosa itd. i triumfalnie biegnie z nim do następnego śmietnika. Od tego czasu zresztą zaopatrzyłam się we wszelkie środki dezynfekujące.

- nie uznaje żadnej dekoracji z muchomorkami skoro dowiedziała się, że są to grzyby trujące, więc mogę zapomnieć, że będzie nosiła swój niegdyś ulubiony śliniak, bluzkę czy papcie. Ok, przyznaję, jakaś logika w tym jest.

- przez dwa tygodnie panicznie bało się schodów, piekarnika, kranu w łazience... Lista byłaby długa. 

- do dzisiaj nawet w samotności powtarza do siebie przy każdej sposobności: Uważaj!

I mogłabym tak wymieniać bez końca. 
Oczywiście są to tylko tak zwane skutki uboczne, bo oprócz tego Mała Mi zrobiła się bardziej posłuszna i łatwiej wytłumaczyć jej, że to czy siamto może być dla niej naprawdę niebezpieczne. Zdaje się, że obrazki dla najmłodszych skutecznie pobudzają dziecięcą wyobraźnię i jeżeli pozwoli to uniknąć choć kilku wypadków, to jest warto.

Trochę to jak z zakładem Pascala...