środa, października 29, 2014

Monotonia Munro

Ok, przyznaję, że zasadniczo jestem nieco opóźniona w czytaniu laureatów literackiej nagrody Nobla. Marzy mi się, żeby kiedyś wyróżniono kogoś, kogo jako autora znam już od dawna, wtedy z dumą i niby od niechcenia będę mogła zaraz następnego dnia po ogłoszeniu werdyktu napisać na bq, że i owszem, czytałam już dawno i mam na ten temat dużo do powiedzenia.

Tymczasem zaznajamiam się z całkiem już pokaźnym dorobkiem twórczym Alice Munro - z czystej przyzwoitości, w końcu Noblistka, ale też dlatego, że lubię literacką formę short story. Zawsze miałam do niej słabość i pewnie tak mi już zostanie. Czytam i dziwię się, że w zasadzie nie ma w tym pisaniu nic szalenie odkrywczego, niesamowicie odmiennego a jednak... Czytam jedno opowiadanie za drugim, potem kolejny tom i w ogóle mnie to nie nudzi. Założę się, że za miesiąc nie będę mogła nawet powierzchownie streścić, o czym opowiadały tytuły Księżyce Jowisza, Dziewczęta i kobiety itd., ale czytam... bo jakoś to wciąga. Przez "to" rozumiem styl Munro, jej pisanie o najzwyklejszych ludziach i ich zwykłych losach. Nie ma wielkich uczuć, namiętności, nie ma ani patosu ani szokującego naturalizmu. Tylko dzień za dniem tych, których dziesiątki mijasz na ulicy i nawet nie pomyślisz, by się za nimi obejrzeć, w najlepszym wypadku tylko muśniesz ich wzrokiem. Czy chcesz o nich czytać? Tak, jeśli opisała to Alice Munro, bo jej styl nadaje tej monotonnej codzienności głębszego wymiaru. Zobacz, mówi do czytelnika Munro, to tak mija nam życie. Jeżeli ktoś potrafi zakląć w literaturę piękną monotonię ludzkiej egzystencji, to jest to właśnie ta kanadyjska pisarka. I Nobel niech będzie jej za to!

niedziela, października 19, 2014

Sońka czyli jak pięknie i zaszczytnie przeczytać coś polskiego

Przyjechała rodzina a wraz z nią dostawa książek z Polski. Nie piszę: "polskich książek", bo to niezbyt precyzyjne sformułowanie i szczerze mówiąc, mogłoby sugerować wielki wybór czegoś godnego uwagi polskiego autorstwa. a z tym jest, jak jest, czyli różnie z tendencją na nie bardzo. Ale ale... Moja osobista perełka ostatnich miesięcy odkryta - Ignacy Karpowicz i jego Sońka. Fakt, że książka szeroko reklamowana, ale cóż to ostatecznie znaczy... Skromna objętościowo, książeczka w zasadzie, malutka taka na jeden dłuższy samotny i spokojny wieczór. Akurat takowy mi się trafił i już po Sońce.
Czy ktoś jest w stanie uwierzyć, że można jeszcze raz napisać o II. wojnie światowej, hitlerowskiej okupacji i zwykłych ludziach tamtych czasów i zrobić to na nowo, inaczej, ciekawie? Ja sama nie bardzo wierzyłam i tym bardziej miło dałam się zaskoczyć. Lubię takie małe - wielkie historie. 
I sam język Ignacego Karpowicza urzeka swoją poetycką stylistyką. Polskie serce rośnie w dumę. Jak to dobrze, że ktoś potrafi pisać literacką polszczyzną i nie trąci to ani myszką, ani internetowym chłamem. Cieszę się, że przeczytałam. A teraz trochę mi smutno i skamlę o jeszcze.