Wygrzebałam w kontenerze z książkami przecenionymi (główne
moje zajęcie w przydworcowych kioskach podczas oczekiwania na pociągi) bodajże
najpopularniejszą – nie mylić z najlepszą – książkę niemieckiego pisarza
Martina Walsera pt. Śmierć krytyka. Skromna ta w swojej obiętości lektura jest
prawdziwym skarbcem tematów i dygresji. Po pierwsze jest więc konflikt, a może
raczej ta nieodmienna zależność, wręcz intymność współistnienia pisarza i
krytyka. Po drugie są też wspaniale zarysowane sylwetki postaci niemieckiego światka
literackiego i tutaj otwiera się nowa i - powiedzmy sobie szczerze - dość
oczywista przestrzeń interpretacyjna. Postać krytyka Walser mistrzowsko oddał
jednak bynajmniej nie stworzył bo zza osoby o nazwisku Ehrl-König niby zza
maski spoglada na czytelnika równie brzydka co rozpoznawalna twarz Marcela
Reich-Ranickiego. Wiedziałam, że pojawienie się tego nazwiska na łamach BQ jest
jedynie kwestią czasu bo trudno pisząc o książkach – zwłaszcza, choć nie tylko
niemieckich - nie wspomnieć o kimś, o kim mówi się powszechnie papierz
literatury, TEN krytyk. Podobnie jak Reich-Ranicki w rzeczywistości tak i Ehrl-König
w literackiej opowieści Walsera (już choćby samo nazwisko jasno nawiązujące do
Goethego i jego Króla olch!) są niezaprzeczalnymi pryncypałami w swoim fachu –
fachu polegającego na przyzwalaniu lub odbieraniu pisarzom praw do publicznego
istnienia. W takiej sytuacji trudno się nie domyślić że konstelacji dopełnia
sam Martin Walser, który nie tyle przez cnotliwą skromność ile przez świadomość
stronniczości grożącej tej autorefleksji usuwa się w cień akcji, milknie i
tylko piórem rozważa własne uwikłanie w historię. Walser dokonał bardzo
ciekawego zabiegu literackiego. Właściwie Śmierć krytyka jest wręcz
metaliteraturą ponieważ głównym bohaterem jest krytyk literacki. To jakby
zrobić sztukę teatralną o scenarzyście – wepchnąć na scenę kogoś, kto
funkcjonuje zawsze w jej pobliżu jednak nie mający roli ani kostiumu. W gruncie
rzeczy ten przewrót jest również zaledwie zaczerpnięciem z kariery Ranickiego,
któremu jak nikomu innemu udało się jako krytykowi być bardziej publicznie
rozpoznawalnym, niż wielu autorom, o których pisał na łamach gazet bądź
rozwarzał na wizji w Kwartecie Literackim. Wraz z Ranickim osoba krytyka stała się
prawdziwie wyrazista, obecna i sądna w życiu literackim. Dlaczego właściwie?
Znając życiorys Marcela Reich-Ranickiego (przykaładowo z jego autobiografii
Mein Leben) trudno nie uniknąć wrażenia, że do jego popularności w
Niemczech znacznie przyczyniło się niemieckie poczucie winy, a przynajmniej
odpowiedzialności, za zbrodnie nazistowskie: Ranicki, który ze względu na
żydowskie pochodzenie nie dostał miejsca na studiach w Berlinie, ze względu na
polskie korzenie został deportowany do
Polski krótko przed wybuchem II. wojny światowej, który przeżył koszmar getta
warszawskiego, któremu naziści zamordowali całą rodzinę… Ten życiorys nie mógł
być niemieckiemu narodowi obojętny i w uznaniu dla działalności Ranickiego,
kryje się wstydliwa próba zadośćuczynienia za przeszłość, która ciąży na
Niemcach po wsze czasy. Dla sprawiedliwości dodać trzeba, że Marcel Reich-Ranicki
jest niewątpliwie koneserem literatury. Słynny ze swojej zaangażowanej
subiektywności w ocenie książek i ich autorów udowodnił, że literatura jest
równie pasjonującym materiałem na dyskusje jak polityka czy gospodarka. To
wszystko pomieszane z bardzo rozpoznawalnym stylem mowy, gestykulacji
przyczyniło się do trwającego już dziesięciolecia sukcesu Ranickiego.
Martin Walser z precyzyjnie dozowaną ironią na nowo kreśli
tę kreację Krytyka i przez to co niewypowiedziane każe zastanowić się nad mocą
literackiego osądu, który ze swego założenia jest subiektywny. Czy śmierć
krytyka jest jednak szansą na literackie ocalenie pisarza? Pozostawmy to pytanie póki
co bez odpowiedzi.
Ranicki powiedział kiedyś o Śmierci krytyka, że Martin
Walser napisał książkę „przeciw niemu” (Martin Walser hat ein Buch gegen mich
geschrieben). Ja myślę, że napisał książkę o nich. A książka i jej recepcja
jasno pokazują, że pisarz i krytyk żyją w niechcianej symbiozie. W tym sensie w
Kwartecie Literackim Ranicki nie bez właściwej sobie złościwości miał powiedzieć
o pisarzu Walserze, że pisząc o nim pisze zawsze znacznie lepiej.
A tak bawiąc się w skojarzenia...