środa, czerwca 05, 2013

Lektury małej Mi: Pyza na bezdrożach polskiej historii

Już w ostatnim poście z tej serii sprawa postawiona została jasno: czytelnicza percepcja niemowląt nie jest rozumieniem w tym klasycznym, "dorosłym" znaczeniu, jednak z tego powodu bynajmniej nie powinno się z czytaniem dziecku zwlekać. Bo kiedy tak naprawdę jest TEN moment, w którym powinno zacząć się zaznajamiać dziecko z urokami literatury? Zamiast go wyczekiwać, lepiej po prostu nie przegapić i zacząć od zaraz.
Według aktualnych badań, dziecko już w brzuchu matki wykształca zdolność rozpoznawania języka ojczystego na podstawie jego rytmiki, głębokości dźwięków. Podobno niemowlęta krzyczą (bo wbrew powszechnemu sformułowaniu, maluchy wcale jeszcze nie płaczą) inaczej w zależności od języka, którym mówią ich rodzice i którego one same już od wieku płodowego się uczą. I tak, język chiński będzie dla polskiego niemowlęcia równie niezrozumiały, jak dla jego statystycznego, więc nie będącego sinologiem rodzica. Fascynujące, prawda?
To "rozumienie dźwięków" warto wykorzystać czytając dziecku w pierwszej fazie jego rozwoju teksty rymowane i rytmiczne (swoją drogą, analogicznie dobrze jest dziecku śpiewać bo połączenie rytmu i melodii - o ile udane - działa uspokajająco) - wierszyki, bajki, cokolwiek co dobrze się rymuje i odznacza się rytmem. Wprawnemu lektorowi polecić można jakiś ambitniejszy utwór, pisaną heksametrem Odyseję, albo jak kto woli: Fausta. Czytając dziecku można w ten sposób jednocześnie nadrobić zaległości w znajomości tzw. kanonu literatury (jakie tytuły sam kanon powinien zawierać jest kwestią sporną, ale o tym już przy innej okazji) albo - już bez większych aspiracji - czytać coś, co dla nas samych jest pod jakimś względem interesujące.
Ostatnia lektura Małej Mi to jednak nie epos grecki ani majstersztyk literatury nowożytnej a nasza polska domorosła rymowana historia. Panie i panowie... oto Pyza na polskich dróżkach.
Trasy wędrówek Pyzy wyglądały zgoła inaczej przed i po II wojnie światowej. Kiedyś Pyza zdzierała cholewki po brukach Wilna, Lwowa i Nowogródka, potem programowo wędrowała po tzw. Ziemiach Odzyskanych. Pisząc o domorosłej polskiej historii miałam na myśli także ten aspekt. Tak naprawdę Pyza została "przepisana" przez Hannę Januszewską na potrzeby nowej powojennej polskiej rzeczywistości w 1956 roku i trudno wyzbyć się odczucia, że stało się to nie do końca z woli samej autorki. Ten radziecki spawacz pilnie budujący gmaszysko warszawskiego Pałacu Kultury, młodzieżowe brygady na Ursusach (traktorach, oczywiście) - od naszego p o l s k i e g o Gdańska po Karpaty, wszędzie spotyka Pyza na swojej drodze lud pracujący.
To, co dla dziecka brzmi miłą dla ucha rymowaną (tylko gdzie niegdzie na wyrost) polszczyzną, dla dorosłego czytelnika będzie miało wymiar historyczny. Trochę patriotyzmu ocierającego się o nacjonalizm, trochę komunistycznej propagandy i gdyby ta mazowiecka Pyza wiedziała, jakiej programowej historii stanie się bohaterką, kto wie, czy zeskoczyłaby z łyżki i opuściła mazowiecką chałupę.




Wszystkie trzy obrazki są ilustracjami autorstwa  
Adama Kiliana do Pyzy na polskich dróżkach

Ps. A jednak są pasaże tej czytanki, które bardzo lubię. Jeden taki nadaje się do zapamiętania i powtarzania niesfornym dzieciom:
- Co zanadto, to niezdrowo!
Miarkuj się, szalona głowo!
Drżą ci nóżki, drżą kolanka-
miarkujże się w swych zachciankach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz