środa, września 09, 2015

Historia, która wciąż wraca

Zdawałoby się, że o holocauście napisano już wszystko, zwłaszcza w obliczu faktu, że nawet i jego najmłodsze ofiary, którym udało się przeżyć, powoli i nieodwołalnie odchodzą, zabierając ze sobą tamte traumatyczne doświadczenia, a przede wszystkim żywą pamięć o nich. A jednak.
Wracam do tego tematu cyklicznie, bo myślę, że to moje zadanie, niechlubna część mojej europejskiej tożsamości, coś, o czym nie wolno mi milczeć ani zapomnieć.

A przy okazji lubię czytać to, co napisała Lidia Ostałowska, aby zrewidować własny punkt widzenia, czasem zastanowić się nad czymś, o czym pewnie nawet by się nie pomyślało.
Więc Żyd, Cygan i inni tacy podludzie...
Ostałowska przywraca im w swojej książce Farby wodne indywidualną tożsamość, próbuje uratować z masowych grobów zapomnienia zatracony rys osobowości tamtych ludzi, tamtych czasów. Z drugiej strony stara się bez ogródek opisać pewne mechanizmy odrzucenia, wykluczenia, które stosuje społeczeństwo z bezwzględną gorliwością wobec słabszych, czyli tych, którzy nie chcą lub nie potrafią się bronić.
Fascynuje mnie, jak zwykle zresztą, uwikłanie pojedynczego człowieka w historię. O tym sporo będę pisała w kolejnych postach. I to, jakie niesamowite scenariusze pisze życie.
Mocną stroną książki Farby wodne jest mimo skromnej objętości jej szeroki horyzont. Można zaryzykować stwierdzenie, że pozornie nieistotne dygresje czynią ją tak bogatą i nadają kontekst. Bo jak się ma właściwie Disney'owska Królewna Śnieżka do hitlerowskiej zagłady? No, jak? A sztuka do udokumentowania masowej śmierci? Talent do odpowiedzialności? Własność do dziedzictwa wspólnoty? Jak oddzielić intymność od zależności od ogółu w czasach totalitarnych?
Nie ma (jednoznacznych) odpowiedzi, ale są te i inne ważne pytania, które warto sobie przynajmniej zadać patrząc w przeszłość, zanim pewni siebie zaczniemy oceniać wydarzenia dziejące się tu i teraz, do których z zasady brak nam dystansu.

Zastanawiające, jak bardzo rzucają się w oczy pewne analogie społecznościowe sprzed 60-dziesięciu, 70-dziesięciu lat do tematów bieżących: migracja, granice tolerancji. Zatrważające, jak bardzo wtedy i teraz upolityczniony był i jest los zwykłego człowieka chcącego po prostu żyć.
Urodzonego nie tam, gdzie trzeba i do tego w niezbyt dogodnym czasie.
Z metryką jak wyrok.
Śmierci.