Żeby mi się tak chciało, jak mi się jeść chce... Niestety chęci i energia nijak się mają o mojego obecnego apetytu. Nawet z czytaniem jestem na bakier. Choć na swoje usprawiedliwienie mam ciągłe wyjazdy to tu - to tam. W zasadzie tylko przepakowuję walizki i znów w drogę. Sezon letnich urlopów trwa w najlepsze. Zastanawiam się, czy w przyszłym roku nie zorganizować się w myśl zasady: Raz a dobrze i wyjechać gdzieś na dłużej. Tymczasem jednak to gdzieś lecimy, to jedziemy samochodem, to koleją. Szczerze mówiąc tę ostatnią formę podróżowania lubię ostatnio najbardziej. Może dlatego, że jeździmy die Bahn.
Lubię niemiecką kolej z tym przyprawiającym o zawrót głowy gąszczem połączeń, z jej czystymi i wygodnymi pociągami. Lubię legitymować się swoją Bahn-kartą, cieszę się, że przynależę do wspólnoty podróżujących po trakcjach kolejowych. Niemcy strasznie narzekają na die Bahn. Wynika to pewnie z braku porównania, na przykład do PKP obrośniętych wszelakimi spółkami jak brodawkami. My Polacy wiemy najlepiej, co znaczy zatłoczony wagon albo opóźniony odjazd. Ale co tam Polska... W Indiach pociągi to dopiero żywioł z własną fauną i florą! Niemcy patrzą na die Bahn przez pryzmat swojego standartu i kręcą głową ze zdenerwowaniem, bo podchodzą do tematu jak zwykle profesjonalnie i bardzo poważnie. Przynajmniej z reguły a jak wiadomo, od każdej reguły istnieje wyjątek. Okazuje się, że nie brakuje Niemcom na kolei humoru, albo przynajmniej zdrowego dystansu. Właśnie wyszperałam w jakimś małym kiosku i kupiłam za przysłowiowego grosza książeczkę, w której autorzy Stephan Orth i Antje Blinda pozbierali najróżniejsze śmieszne i kuriozalne historie pasażerów die Bahn. Taka mało zobowiązująca lektura, można ją czytać na wyrywki lub wspak. Czytałam i śmiałam sie w głos, a rzadko mi się to zdarza. Historie bywają rozmaite.
Dla przykładu poniżej krótki wyjątek we własnym tłumaczeniu:
W ekspresie regionalnym z Marburga do Frankfurtu usłyszałem następujący komunikat:
”Szanowni państwo, tutaj mówi państwa Führer...” Cisza. Na to odzywa się jeden z pasażerów: "Przecież on nie żyje?!” Reszta komunikatu rozpłyneła się pośród gromkiego śmiechu.