piątek, kwietnia 29, 2011

Obietnica poranka

Przeżyłem życie – tyle Romain Gary. Ja właśne - zdaje się -dopiero próbuję poskładać do kupy własne. Po powrocie z Budapesztu czuję się fizycznie zmęczona w równym stopniu, jak psychicznie wypoczęta. Ciekawa ta kombinacja. Czekam na A. i wspólnie spędzony koniec tygodnia. Może nadarzy się też jakaś ciekawa lektura...

środa, kwietnia 13, 2011

Czeskie klimaty

Datę musiałam sprawdzić, za to z pamięci wiem, że jest środa (i wieczorne losowanie Lotka). Doczytałam Dwadzieścia lat nowej Polski w reportażach – właściwie mogę to traktować jako zastępstwo polskiej prasy i chyba to jest najstraszniejsze – ciągle te same problemy, właściwie bez zmian i bez rozwiązań, można by prawie wydawać reportaże z archiwalnych numerów jako bieżące. A mnie boli już głowa od tego czytania bez przerwy i szkoda bo czytanie to zdecydowanie najsensowniejsze zajęcie jakie aktualnie dla siebie znajduję. Dziś czeka mnie jeszcze trening maszynopisania, dopóki zupełnie się nie wykończę. Wczoraj przyszedł list od Czeszki – l i s t, taki prawdziwy – pisany piórem na papierze. Kto dzisiaj jeszcze pisze listy, chyba tylko dekadenci i w dodatku jedynie ci wylansowani, medialnie obecni, reszcie szkoda inwestować czasu w cały ten obrzęd
E. pisze o nocnym powrocie do Instytutu: w autobusie wyciera buty chusteczką higieniczną, nagle podchodzi do niej mężczyzna, jedyny oprócz niej samej pasażer, klęka i zaczyna sam czyścić jej buty. Kiedy kończy, wysiada na najbliższym przystanku. Wszystko bez słowa. E. nie gwarantuje, że całe to zdarzenie nie jest wymysłem jej fantazii. Ja łapię się na traktowaniu jej jak przypadku klinicznego – znów konfrontuję z książką Mariusza Szczygła, zwłaszcza tą ostatnią (równie dobrą, jak Gottland). E. dopatruje się nawiązań do NT – Jezus obmywający stopy swoim uczniom i wszystko to głęboko przeżywa. Ja tam widzę czeską rzeczywistość, którą z osobistym zamiłowaniem i  reporterskim zacięciem tak wspaniale opisuje Mariusz Szczygieł. Może kiedyś opisze moją E.